Świadom swoich towarzyskich obowiązków powitałem dziś w
Antykwariacie Tezeusza ( a dokładnie na jego podwórku ) kolegę Czarka,
miejscowego arystokratę rasy prawie yorkshire terrier. Uczyniłem to bez
większego entuzjazmu. Bo jak można odczuwać sympatię wobec zarozumialca, który
nie zapowiedziawszy wcześniej wizyty, zaczyna panoszyć się nagle jak u siebie?
Moim zdaniem zachowałem się jednak w tej sytuacji z dużą osobistą godnością,
którą moja Pani uznała, niestety, za tchórzostwo. Przyswoiłem sobie wskutek
tego bolesną prawdę, że w najbardziej heroicznych momentach naszego życia
towarzyszy nam z reguły niezrozumienie najbliższych.
Pewnie interesuje Was, skąd wziął się w ogóle kolega Czarek?
Otóż jego pani wyprowadziła go na spacer w okolice naszego antykwariatu i przy
okazji zechciała do nas zajrzeć. Przeglądnęła znajdujące się w naszej ofercie
książki kucharskie i kupiła nawet jedną za 8 zł. Najbardziej jednak
interesowała ją nasza rozsuwana elektrycznie brama i nowe ogrodzenie.
Wypytywała moją Panią, ile to wszystko kosztowało. A moja Pani – ani me, ani
be, ani kukuryku. Zupełnie jak wtedy, gdy mój Pan pyta ją znienacka o stan
naszych kont. Aż mi wstyd było za nią, że najprostszych liczb nie potrafi
zapamiętać. A przecież nawet ja wiem, ile ta moja najdroższa psia buda na
świecie kosztowała, tylko podobnie jak moja Pani nie potrafiłem tego w sposób
zrozumiały wyartykułować.
Zofia Nałkowska napisała o pewnej osobie, że umiała we
właściwym czasie złożyć i odebrać wizytę. O mnie można z pewnością powiedzieć, że
umiałem odebrać wizytę we właściwym czasie i w stosowny sposób. Co do kolegi
Czarka… Ech, zajrzyjcie lepiej do „Słownika frazeologicznego” i zobaczcie, ile
uroczych, a trochę już zapomnianych form wiąże się ze składaniem wizyt i w
ogóle z życiem towarzyskim. Z przykrością zauważam, że zanikają one podobnie
jak dobre maniery niektórych kolegów.
W Antykwariacie Tezeusza mamy obecnie cztery słowniki
frazeologiczne, które nie tylko na tę okazję bardzo polecam.