Czy wyobrażacie sobie pięć tysięcy książek? Ja nie bardzo,
ale podobno to jest ¼ tego, co obecnie znajduje się w naszym antykwariacie od
sutereny aż po strych. Zresztą zobaczę to na własne oczy, gdy tylko transport
pojawi się na naszym podwórku dziś późnym wieczorem.
Pan mówi, że to największy kontrakt, jaki przeprowadził w
ciągu rocznej historii firmy. Negocjacje trwały prawie dwa miesiące. Wreszcie
udało się i właśnie książki jadą z Warszawy dwoma samochodami, tzn. firmowym
fordem rangerem z przyczepką oraz drugim dużym samochodem pana Roberta, z
którym bardzo się lubimy. Książki są podobno znakomite: filozofia, socjologia,
klasyka literatury, czyli to, co moi państwo lubią najbardziej.
Ale cóż ja Wam mogę opowiedzieć o książkach? Kazali mi pisać
firmowego bloga, to piszę, chociaż wcale nie czuję się kompetentny. Najlepiej
zrobicie, gdy od poniedziałku sami będziecie zaglądać do naszego sklepu, bo
wtedy zacznie się WIELKIE WYSTAWIANIE.
Myślę, że bardziej Was zainteresuje, jak ta transakcja,
która wszystkim w antykwariacie sprawiła tyle radości, odbiła się na moim
osobistym życiu. Otóż wyobraźcie sobie, że wcale nie poczułem się z tego powodu
szczęśliwy, ponieważ całą minioną noc musiałem spędzić na łańcuchu. To przez tę
przyczepkę do rangera, która dla zaoszczędzenia czasu została przywleczona z
Myślenic na nasze podwórko już wczoraj po południu. I wszyscy oczywiście
musieli sobie przypomnieć, że ostatnio, gdy przyczepka została u nas na noc, a
ja byłem spuszczony z łańcucha, to poprzegryzałem kabelki elektryczne, których naprawa
kosztowała podobno 100 zł.
I tak jako ofiara rozwoju antykwariatu spędziłem noc na
łańcuchu przy budzie. W dodatku przyczepkę postawili mi jak wyrzut sumienia
prawie pod samym nosem, tyle że mój przepisowy trzymetrowy łańcuch nie pozwalał
jej dosięgnąć. Pani pociesza mnie jednak, że jeśli jeszcze przez pewien czas
będę sprawował się dobrze jako pies firmowy, jeśli nie zjedzą mnie wilki jak moją poprzedniczkę Heksię albo jeśli nie zostanę zamordowany przez sąsiadów, którym w wolnych chwilach straszę kury, to może zasłużę sobie na emeryturę
w domku z ogródkiem, gdzie oprócz mnie będzie jeszcze kilka kotów oraz dla
towarzystwa świnka wietnamska – o, mniej więcej taka:
Ech, marzenia… Na razie pozostaje mi przyglądać się
staraniom o jak najlepsze wystawienie w antykwariacie nowo zakupionych książek,
a także kibicować przygotowaniom do wyjazdu dzielnej ekipy na Jarmark
Dominikański, gdzie przez trzy tygodnie Antykwariat Tezeusza będzie miał swoje
stoisko. O tym jednak napiszę pewnie innym razem. Tymczasem zapraszam na
trwającą prawie do czasu wyjazdu, czyli do 26 lipca letnią promocję.