czwartek, 29 grudnia 2011

Wiersz od pani Anny

Dziś zajrzałem do mojej skrzynki mejlowej i znalazłem pierwszy wiersz na mój temat. Wzruszyłem się naprawdę. Pani Annie Kotwicy, autorce - nie bójmy się tego słowa - poematu na moją cześć dziękuję z całego psiego serduszka.

A oto dzieło:

Są takie psy, co koleją nałogowo jeżdżą,
I takie co się leniwie na fotelach gnieżdżą
Są psy myśliwskie, gończe i psy kanapowe
A ja wam Moi Drodzy o książkowym psie opowiem.
Cztery  łapki biszkoptowe, pyszczek biało-czarny cały
Czarny kubraczek, nie mniej czarne uszka i krawacik biały
Tak oto w pełnej swej psiej okazałości
Rambo  w krainie książki od jakiegoś czasu gości
 Gracja, wdzięk, choć i pewne skłonności do psoty
Są to jego niepodważalne, młodzieńcze przymioty.
Nasz przystojniak w antykwariacie sobie rezyduje
Lecz z prawdziwie psiego życia chyba nie rezygnuje
Co prawda sam nie wie jeszcze kim ostatecznie zostanie
Ach to psie, szczeniackie niezdecydowanie..
Lecz aby piękny nasz świat lepiej poznać
I wszystkich dziedzin nauki osobiście doznać
Rambo co dzień pracowicie zgłębia tajniki
Prawa, medycyny, sztuki, mechaniki
A gdy nadejdą  chwile prawdziwiej psiej zadumy
Z wielką pasją i zapałem  sięga po albumy
Popołudniami zaś, gdy  już  po psiemu zaśnie
Sny ma niczym stare, piękne baśnie
I tylko czasem jakaś smakowita wiersza strofa
Sprawi, że psiakowi przyjdzie ochota
Na spróbowanie jak prawdziwa poezja smakuje
Miejmy nadzieję że jak dorośnie to się opanuje;) 
Mówcie sobie wszyscy,  co tam chcecie
Że w dalekim, wielkim, pełnym przygód  świecie
Są psy sławne, dostojne, wyjątkowe
Jednym słowem psi bohaterowie.
Nasz dzielny Rambo boryka się z równie ważnym zadaniem
Ponieważ pisanie bloga jest nie lada wyzwaniem!
W dodatku w swym zacisznym, przytulnym  antykwariacie
Zagłębia arkana wiedzy jakiej nigdzie nie poznacie!
Zapraszam was do wspólnej z Rambem przygody
Czytajcie bloga, piszcie i wyruszajcie na książkowe łowy!

Zachęcam także innych moich wielbicieli oraz wielbicielki do podjęcia własnych poetyckich prób w konkursie. Przypominam, że termin nadsyłania prac mija 31 grudnia 2011 o godz. 23.59. Nagrodę książkową przyznam już w nowym roku.







poniedziałek, 26 grudnia 2011

Przy firmowym opłatku, czyli o czym naprawdę rozmawiamy przy stole


W piątek przed Wigilią w naszej firmie odbyło się spotkanie opłatkowe, na którym zebrali się prawie wszyscy pracownicy. My z kotem również zostaliśmy zaproszeni, ale on wolał na łóżku Pani przespać całą uroczystość. Ja natomiast nie mogłem sobie odmówić takiej towarzyskiej atrakcji.

Z pewną satysfakcją muszę się nawet przyznać, że stałem się w pewnym momencie centralnym punktem zainteresowania. Mój Pan, który z racji swojego stanowiska miał obowiązek podtrzymywania konwersacji, zapytał mianowicie zebranych: „Powiedzcie tak szczerze: gdybyście mieli wybierać, to czy wolelibyście firmę z Rambem, czy bez Ramba?”

I tutaj należałoby się spodziewać radosnego „Hau! Hau!” w różnych odcieniach i tonacjach (czyli po ludzku „Ach! Och! Oczywiście tylko z Rambem! Rambo jest wspaniały!” Tymczasem zapanowało głuche milczenie… Dopiero po chwili jedna z pracownic zdobyła się na odwagę i stwierdziła, że wszędzie mnie pełno, a druga uprzejmie doniosła, że próbowałem kiedyś obgryzać grzbiety książek, ale już mi chyba przeszło.

Pan skomentował filozoficznie: „Cóż, za sprawą Ramba konfrontujecie się z ambiwalencją swoich uczuć. Mnie też Rambo denerwuje, gdy w ciągu dnia potykam się na nim czternaście razy. Ale gdy wieczorem siada mi na kolanach i zaczyna się bawić moją brodą, to nadchodzi czas całkowitej absolucji dla kochanego pieska”.

Hmmm… Ludzie mają jednak bardzo skomplikowane sposoby budowania swoich relacji poprzez język. Poruszony rozmową na opłatkowym spotkaniu, postanowiłem zgłębić ten temat i sięgnąłem po jedną ze sprzedawanych właśnie w naszym antykwariacie książek (i nie uczyniłem tego bynajmniej w celu obgryzania grzbietu!).

    

Z książki pani Tannen dowiedziałem się między innymi , że style, a także funkcje wypowiedzi kobiet i mężczyzn różnią się od siebie; że słowo „przepraszam” może służyć do ustalania hierarchii w stadzie (tzn. w grupie społecznej); że niebezpośrednie wydawanie poleceń ociepla atmosferę, ale niekiedy utrudnia wykonywanie zadań; dlaczego podczas zebrań nie każdy jest wysłuchiwany z jednakową uwagą, nawet jeżeli ma większe kompetencje i coś sensowniejszego do powiedzenia itp. Autorka skupia się wprawdzie na zagadnieniach związanych z pracą zawodową, ale myślę, że jej spostrzeżenia wiele wyjaśnią wszystkim, którzy po godzinach spędzonych przy świątecznych stołach mają rozterki podobne do moich.

„Rozmowa jest rytuałem. Mówimy to, co należy powiedzieć, nie zastanawiając się nad dosłownym znaczeniem naszych słów” – pisze pani Deborah Tannen. Nie muszę Wam tłumaczyć, jak bardzo my, psy cenimy sobie stadne rytuały. Nie znaczy to jednak, że mamy podchodzić do nich całkowicie bezrefleksyjnie.

czwartek, 22 grudnia 2011

Ja też mam dla Was książkę gratis


Widzę, że na Facebooku konkurs za konkursem i wciąż są rozdawane jakieś książki gratis. Postanowiłem przyłączyć się do tej akcji i ufundować własną nagrodę.



Książka J. Najmana i J. Novotnego „Psy rasowe” została wydana w 1976 roku. Obwolutę ma trochę sfatygowaną (to nie ja ją pogryzłem!), ale opisy najpopularniejszych psich ras są bardzo fachowe i wyczerpujące, a zdjęcia oddają urodę moich psich kolegów.

Warunkiem otrzymania książki jest napisanie wiersza na mój temat. Termin składania prac upływa 31 grudnia o 23.59. Wasze prace konkursowe możecie przesyłać na mój adres mejlowy rambo@tezeusz.pl lub zamieszczać bezpośrednio w komentarzach do mojego bloga.

Nie stawiam żadnych formalnych ograniczeń. Ocenię i docenię walory literackie utworów. Rozumie się jednak samo przez się, że najmilej widziane będą panegiryki – na moją cześć, rzecz jasna.  

wtorek, 20 grudnia 2011

Piesek do butów


Pan, który pilnie śledzi statystyki wejść do naszego antykwariatu, wie nawet, jakie hasła ludzie wpisują do wyszukiwarki, żeby do nas trafić. Ostatnio zdziwił się trochę, gdy ktoś wpisał: „antykwariat+piesek do butów”.

Ja też zdziwiłem się, prawdę mówiąc, bo nie przypuszczałem nawet, że moje kontakty z butami domowników i gości są tak powszechnie znane. Owszem, pogryzłem już kilka sztuk kapci, a są i tacy, którzy insynuują, że od moich zębów popękały im szwy w obuwiu zimowym. Ale żeby zaraz być z tego powodu sławnym? Przecież to potrafi każdy szczeniak i nie trzeba wcale zamieszkać w antykwariacie, żeby się tego nauczyć.

Gdy jednak zacząłem badać temat, musiałem z pewną przykrością stwierdzić, że nie chodzi wcale o mnie. Ten piesek, którego ktoś poszukiwał, nie gryzie wcale butów, ale służy do ich zdejmowania. Przydaje się wszystkim, którzy noszą wysokie buty z cholewami, a więc m.in. myśliwym, wędkarzom, miłośnikom jazdy konnej. Oto krótki opis działania tego urządzenia, jaki znalazłem na jednej ze stron internetowych:

Zdejmowanie buta polega na wsunięciu go w rozwidlenie „pieska”, które jest odpowiednio wyprofilowane i wyłożone skórą. Drugą nogą przyciskamy w miejscu, które posiada wstawki ze specjalnej ryflowanej gumy (ząbkowanej), aby nasz „piesek” nie wysuwał „z pod buta”. Pewnie wyciągamy nogę z buta, nawet jeśli „siedzi” w nim bardzo ciasno, gdyż rozwidlenie „łapie” buta w miejscu najbardziej korzystnym do jego zdjęcia. Analogicznie postępujemy z drugim butem. Nie potrzeba się schylać, ani przydeptywać buta o buta, czy o bosą stopę, brudząc skarpety, lub odrywając obcasy czy podeszwy. 
                               http://www.ciupis.pl/produkty/piesek1/piesek1.htm

Piesek do butów – ileż sympatii dla przedstawicieli mojego gatunku mieści się w tej nazwie! Niestety, także na tym polu dała o sobie znać ludzka skłonność do perwersji i obok takich na przykład przyzwoitych piesków do butów



pojawił się też piesek do butów w kształcie chrząszcza (sic!).



Nie ukrywam, że przy tym ostatnim zdjęciu moja psia duma bardzo ucierpiała.

niedziela, 18 grudnia 2011

Spóźnione powitanie


Drodzy Sympatycy i Klienci Antykwariatu Tezeusza!

Tak wypada zacząć, bo powierzono mi zaszczytną misję prowadzenia firmowego bloga. Chyba 10 dni temu miałem Was powitać w imieniu zespołu Antykwariatu, ale jak zwykle wszystko dzieje się wolniej, niż trzeba. Nasz sklep szczęśliwie ruszył, ale wciąż jeszcze są usuwane jakieś drobne usterki. I wciąż wszystko okazuje się ważniejsze niż pomoc takiemu niedoświadczonemu internaucie jak ja, żeby wreszcie zaczął blogować.

Nikt na nic nie ma czasu. Niby tyle osób wokoło, a nawet nie można się z nikim pobawić, bo wszyscy gapią się tylko w ekrany komputerów i jeszcze straszą, że jak będę przeszkadzał, to nie zarobią na nowy worek suchej karmy dla mnie. A z pierwszego sklepowego klienta i pierwszego zakupu musiałem cieszyć się przed tygodniem o czwartej rano, bo właśnie o takiej porze Pan obudził wszystkich domowników, żeby nas powiadomić o tym radosnym dziejowym przełomie.

Ale nie będę dłużej narzekał, bo moja psia intuicja podpowiada mi, że dostrajam się nieprzyzwoicie do ogólnokrajowego malkontenctwa.

Radośnie machając ogonem, witam Was wobec tego z niewielkim opóźnieniem i z nadzieją, że uda nam się zaprzyjaźnić. No i że kupicie u nas jakieś książki, dzięki czemu nie tylko moja miska nie będzie pusta, ale jeszcze zostanie na opłacenie mnóstwa faktur, które oglądam tylko z daleka, bo moja Pani bardzo dba, żebym nie miał z nimi żadnego kontaktu. Zapewne w trosce o moje nerwy. 

Wasz Rambo